Profil użytkownika szymalan
No jednak nie. Naciąganą fabułkę, którą można by spokojnie opowiedzieć w krótkim metrażu jestem jeszcze w stanie zdzierżyć. Ale przeszarżowanego stylu, który przypomina jednego z tych reżyserów, co to Soderbergh o nich mówi, że stają miedzy widownią a ekranem i machają rękami ("Look, I'm directing!") - już nie. Nie potrzebuję w co drugiej scenie przypomnienia , że za kamerą siedzi nowy geniusz kina, chce po prostu dobrej, angażującej historii. PS A. Brooks za to broni się fantastycznie!
"Polska mistrzem Polski!" - wystarczy za wszystkie możliwe recenzje. .
Prawie najlepszy film z całego cyklu. Prawie, bo gdyby nie jakieś nijakie, bezpłciowe scenki mniej więcej od momentu, w którym Harry zostaje procesją przyniesiony do zamku pod sam koniec, film byłby dosłownie perfekcyjny. Oczywiście bitwa nie jest Helmowym Jarem, ale z drugiej strony żadna część Władcy Pierścieni nie miała tak emocjonalnego tła jak Opowieść Księcia, tu wprost wyciskająca łzy bezlitośnie z widza. Do poziomu "Księcia PółKrwi" chyba nieco zabrakło, ale całość i tak jest wielka.
Orgia CGI i orgia fenomenalnych efektów 3D w jednym z najsłabszych filmów tego roku. Nic mnie jednak nie powstrzyma przed wysoką oceną: ani fatalna narracja, ani żenujący humor, nie są w stanie przysłonić radochy z ostatniej godziny projekcji, która jest absolutnym, skończonym arcydziełem Michaela Baya; tym czym jego filmy od zawsze chciały być. Jak macie w pobliżu IMAXA to idźcie śmiało, jak nie, lepiej unikać nowych Transformerów.
2,5 godzinny wygaszacz ekranu z mądrościami o sensie życia , Bogu i utracie niewinności. Naprawdę chciałem się poddać epickiej medytacji Malicka , ale serio - dawno nie wyszedłem z kina tak zażenowany stężeniem kiczu i pretensjonalności. Punkty stawiam tylko za zdjęcia oraz za kapitalnego Huntera McCrackena w roli młodego Jacka.
Znajdźcie Komasie scenarzystę równającego jego talentowi reżyserskiemu, a na naszych oczach dokona się rewolucja totalna w nadwiślańskiej kinematografii. "Sala" przypomina na razie produkcje Danny'ego Boyla- Komasa miota się pomiędzy masowym widowiskiem a zaspokajaniem snobistycznych krytyków i jeżeli tylko uda mu się przechylić szalę w stronę tych pierwszych- wygra. Trzymam kciuki mocno i wyczekuję następnych projektów.
Jeżeli Cezary Pazura bierze się za robienie filmów - to wiedz, że coś się dzieje.
Nie trzeba mi dużo, jeśli chodzi o tę serię. Kreacja Deppa to jeden z największych triumfów hollywoodzkiego kina rozrywkowego, a można to sprawdzić prosto: widokiem pełnej rozdziawionych twarzy wszystkich widzów na premierowym seansie. Co do reszty: scenariusz grubo podejrzany, finał niedorzecznie wręcz cudowny (w tej Komnacie Młodości zbrakło jeszcze tylko kosmitów), a w środku drugiego aktu wkradło się zdecydowanie za dużo nudy. Niemniej, nie narzekam - z kina wyszedłem bardzo zadowolony.
Snyder konsekwentnie odziera swoje filmy z wartościowych postaci i logicznych fabuł, niebezpiecznie zbliżając się do kosztującego 100 milionów wideoklipu z dobrą muzyką i dobrymi efektami. Nie, to jeszcze nie ten poziom (jakieś, bo jakieś, ale preteksty do rozpierduchy tu są), ale jest blisko. Drżyj, Supermanie.
Najlepszy Lars von Trier Ever. Stonowane w ideach i emocjach Arcydzieło, które trzęsie widzem przez dwie i pół godziny, tak jak trzęsie całą salą podczas - dosłownie- zapierającej dech finałowej sceny. Sensacyjne role Dunst i Gainsbourg, obłędne zdjęcia i zawstydzające Hollywood efekty wizualne polskiej wytwórni Platige Image (znanej też jako Płacisz i Masz), a wszystko w tak przeszywająco intymnej atmosferze, że autentycznie wieje grozą. UWAGA: seans tylko do kina, kto obejrzy w domu ten trąba.
Filmowe kuriozum- najpierw jakaś pretekstowa fabuła, a potem się już tylko piorą. I tak do końca-. Byłby z tego materiał na przepyszną "eye-candy" krótkometrażówkę. Trochę fajnych walk, jakaś patetyczna mowa co by zachować konwencję, kilka ciekawych stylistycznie kadrów. Wszystko to rozciągnięte do rozmiarów pełnometrażowej produkcji- nie tylko chwilami strasznie żenuje, ale też przede wszystkim - śmiertelnie nudzi.
Oczywiście, że można się czepiać, że infantylne, że trwa pół dnia, że naciągane, że takie czy owakie. Tylko w sumie po co? 3 godziny szybkiego, przygodowego kina, z świetnie napisanymi postaciami, niesamowitą wyobraźnią scenarzystów, energią Gore'a Verbinskiego i psychopatycznym Deppem w głównej roli (po tym filmie już wiemy- facet zrobi na ekranie WSZYSTKO za co mu zapłacą). PS Jeśli gdzieś jest Niebo , to na okrągło muszą puszczać tam muzykę Hansa Zimmera. Geniusz.
Uwielbiam bohaterów Star Treka- są 10 tysięcy razy bardziej swojscy niż bohaterowie Gwiezdnych Wojen. Dlatego pomimo fatalnej reżyserii, fatalnych scenariuszy, zatrważająco biednych efektów specjalnych- zmęczyłem aż 7 części cyklu. Pierwsza z nich polega głównie na tym, że z głośników leci podniosła muzyka, a kamera płynie w przestrzeni kosmicznej. I płynie. I płynie. I płynie. 2 godziny później na ekran wjeżdżają napisy końcowe. Osobliwe kino, trzeba przyznać.
Poza wielkością rzeczonego Złego Statku Złych Kosmitów (był kiedyś w kinie większy?)- nie podobało mi się w tym filmie dosłownie nic. Nawet Emmericha bardziej wolę chociażby z "2012" (bo to pięknie głupia antologia kina katastroficznego ostatnich 100 lat). A tak w ogóle to wracam do Burtona i jego atakujących "Marsjan". .
Cameron jest mistrzem filmowego sequela (co dobrze rokuje w sprawie "Avatara 2"!) . "Obcy" w jego wykonaniu to już nie horror przypominający rozmazany koszmarny sen jak u Scotta, ale hi -tech actioner z całą fascynacją twórcy "Terminatora" wokół sprzętu technicznego, robotów, futurystycznych pojazdów i chłopięcych gadżetów. Zaledwie dobre aktorstwo, zaledwie niezły scenariusz, ale całość tak nakręcona i pozlepiana (zwłaszcza w wersji reżyserskiej) , że buty spadają z wrażenia. Dycha.
Dzień świra (szymalan)
Koterskiemu udała się rzecz niebywała- "Dzień Świra" jest jednocześnie prześmieszny i przerażający. To straszne ale odnoszę wrażenie, że oglądam ten film codziennie- w domu, na ulicy, w tramwaju, w szkole i wszędzie w granicach tego kraju. Mnóstwo trafnych obserwacji, kapitalna jak na polskie kino narracja, wybitny Marek Kondrat. Dołujące, ale rewelacyjne kino.
Pierwsze pół godziny niezłe, ale potem ostry zjazd w dół. Rosłaniec dobrze radzi sobie z reżyserią młodych aktorów, ale potrzebuje scenariusza z prawdziwego zdarzenia. Nie tabloidowej, "odważnej" i "kontrowersyjnej" historyjki, która nie wychodzi poza proste publicystyczne obserwacje. Fajnie, że Rosłaniec ma pazur, ale ma też niestety za duże ego, żeby jej fanaberie brać na poważnie.